apteka aptece nie równa

 może jestem dziwaczką, ale jak każdy normalny człowiek nieraz kupuję coś w aptece, zdając się na wiedzę pracujących tam osób. Ostatnio w centrum handlowym udałam się do wielkiej apteki z czerwonym logo, takiej dwa w jednym, czyli i apteka i drogeria, by popytać o coś na zrogowaciały odcisk, czyli "górkę". Urzędująca w "sklepie" panienka, nic nie polecając podpowiedziała, żeby iść do dermatologa. Ale w sumie nie wiem, czy to pracownik, czy tylko stażystka w stylu "ja nic nie wiem, ja tu sprzątam", lub jako "zapchajdziura", a jej głównym zakresem obowiązków jest ozetowanie, jak ten świstak, co "zawija w te sreberka". I co do apteki nasuwa się przysłowie: "jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego". Ale z drugiej apteki z logo w kolorze miętowym, wyszłam z tubką kremu, z mocznikiem zmiękczającym naskórek, o nazwie "Cremobaza" i jest świetny. A moje zadowolenie, niech odzwierciedli zdjęcie z... rogami

Innym produktem poleconym w aptece, tym razem w Plewiskach, konkretnie na suchość w nosie, jest rewelacyjna maść "Rinopanteina".

                                                             😷

Natomiast za czasów wyprawy szlakiem bursztynowym, bo nie sposób nie nawiązać do eskapady, gdy uzupełniałam odcinki nieprzemaszerowane, dość mocno padało. I pomimo woreczków na skarpetkach, stopy miałam jak "sprane", a paznokieć od dużego palucha musiałby być zdarty. I z zapytaniem o jakiś lek na stopy, udałam się w Poznaniu do apteki przy ulicy Grottgera. Podczas rozmowy Pani tam pracująca poleciła mi "Tribiotic", co złagodziło odparzenie paznokcia i uratowało od zdzierania (zdjęcie, opis chyba niepotrzebny):


Komentarze

Popularne posty